niedziela, 11 listopada 2012

Czymże jest miłość...

- Ma­musiu – za­pytała 7-let­nia dziew­czyn­ka – skąd wiemy, że się za­kocha­liśmy?
- Widzisz, Kocha­nie… - zaczęła mat­ka – to tak jak z gwiaz­da­mi.
- Z gwiaz­da­mi? – Zdzi­wiło się dziec­ko.
- Tak, Skar­bie. – Uśmie­chnęła się łagod­nie ko­bieta. – Gdy zer­kniemy na niebo nocą, widzi­my mi­liony ma­lut­kich świecących pun­kcików. Do­piero po ja­kimś cza­sie dos­trze­gamy, że jed­na z nich świeci naj­jaśniej. Tyl­ko dla nas. Sta­je się tą naj­ważniej­szą – naszą gwiaz­dką. Przy­wiązu­jemy się do niej. Co noc wy­pat­ru­jemy na niebie, by znów móc poczuć jej obec­ność i zwie­rzyć się z nies­pełnionych marzeń; ta­jem­nic. Zaczy­namy ją kochać, przy­wiązy­wać się. Ce­nić, uza­leżniać od jej obec­ności. Jed­nak by­wa i tak, że ona nag­le wy­gasa…
- Zni­ka?! – Szepnęła roz­paczli­wie dziew­czyn­ka. – Ale jak to?! Prze­cież jest dla nas bar­dzo ważna!
- Tak, jest – przy­taknęła me­lan­cho­lij­nie rodzi­ciel­ka, głas­kając córeczkę po kaszta­nowych włos­kach. – Jed­nak cza­sem tak mu­si być. Zni­ka, by ustąpić miej­sca in­nej, no­wej gwiaz­dce, aby ktoś – tak jak my – mógł zna­leźć tę je­dyną, dla siebie i po­kochać równie moc­no. Nikt nie wie, dlacze­go nie ma in­ne­go spo­sobu. 
- Ale co wte­dy z na­mi?! I naszą gwiaz­dką?! – Za­pytała łamiącym głosem dziew­czyn­ka. A po jej zaróżowionym od emoc­ji po­liczku, spłynęła kryształowa łza.
- Kocha­nie… - szepnęła po­cie­szająco ko­bieta, przy­tulając moc­niej dziec­ko – Prze­cież ona zaw­sze będzie z na­mi! O tu… – dot­knęła de­likat­nie miej­sca, gdzie znaj­do­wało się ser­ce dziew­czyn­ki – …w naszym ser­duszku. Nig­dy nie znik­nie, nig­dy nie zos­ta­nie za­pom­niana, nig­dy nasza miłość do niej nie zma­leje. Bo wciąż możemy roz­pa­mięty­wać te cu­dow­ne dni, w których da­ne nam było się spot­kać. Dni, w których nasze ścieżki się złączyły i przez ja­kiś czas wspólnie brnęły w niez­naną przyszłość. Naj­ważniej­sze było i na­dal jest to, że kocha­my. Bar­dziej realną, lub mniej osobę, is­totę, czy na­wet gwiaz­dkę, ale kocha­my. I to jest bar­dzo ważne, Kocha­nie.
- Czy­li, że… - za­myśliła się dziew­czyn­ka – Nie ma znacze­nia, czy ta oso­ba jest przy nas, czy nie? Ważne, by po pros­tu czuć jej obec­ność, wspo­minać i kochać?
- Otóż to, Skar­bie. Otóż to – szepnęła ko­bieta i po­całowała dziec­ko w czółko.
W chwilę później, wstały z soczyście zielo­nej tra­wy. Zer­knęły os­tatni raz na gra­nato­we niebo usiane mi­liona­mi gwiazd. Najdłużej przyglądały się miej­scu, w którym kiedyś świeciła ich ukocha­na gwiaz­dka. Uśmie­chnęły się smut­no, od­wra­cając się i wychodząc z par­ku. Prze­cież ona na­dal świeci żywym blas­kiem. Na­wet, jeśli nie ma ma­terial­nej pos­ta­ci. Świeci w ich ser­cach. I będzie świecić. Na zaw­sze.
...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz